wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział 6

- Dokad sie wybierasz ? - i znow jestem pod nim.
- No nie wiem. Może pójdziemy na spacer.
- Może nie ? - objął dłońmi moje piersi.
- Tak, zdecydowanie idziemy - podniosłam się. Wrócił mnie na łóżko. 

- Co jest ?
- Nic. Ładna pogoda jest.
- Wiem, że masz okres
- To po co pytasz? - spojrzałam na niego głupio.
- Nie wiem w czym problem.
- Chodź - wstałam poprawiając spodenki. Nie. Ma. Mowy. Ohyda. Fu. Znów mnie położył i zaczął całować  
- Harry nie. - powiedziałam. - Mogę ci zrobić dobrze, ale nie będziemy się kochać.
- Też Ci dogodzę. Nie dotykając Twojej największej kobiecości. - całował mój dekolt i szyje. Nie odpowiedziałam. Dałam mu wolną rękę. Zdjął mi stanik oraz bluzkę. Całował piersi i brzuch.
Pieścił moje piersi w taki sposób, że jęczałam z rozkoszy. Doszłam momentalnie. Pobiegłam do łazienki doprowadzić się do porządku. Wyszłam po 15 minutach bo szukałam jeszcze tabletek przeciwbólowych. wzięłam z trzy i w dobrym humorze wyszłam. Uśmiechnięty siedział na łóżku. Przez niego staje sie pieszczochem. Usiadłam mu na kolanach. Pocałowalam jego szyję i jeździłam ręką po torsie chłopaka. To były najlepsze wakacje, ale po dwóch tygodniach wezwali Harry'ego do pracy. No i wróciłam do Londynu. Harry nie pozwolił wychodzić z domu
- Mówiłeś, że wrócę do pracy.
- Tak kochanie. Jak odpoczniesz
- Odpoczywałam na wakacjach.

- Idź się ubrać. - westchnął. Uśmiechnęłam się zadowolona. Nie za bardzo umiałam gotować i zajmować się domem. Wolałam pracować. Pobiegłam na gore i ubrałam sukienkę.
Była bladoróżowa ale ładna. Gotowa wróciłam do Hazzy.
- śliczna. - pocałował mnie w policzek.
- Dziękuję skarbie.
- Chodź. - zaprowadził mnie do auta. Pojechaliśmy do jego firmy. Tam jest pełno blond sekretarek! Nosz kurwa juz mnie drażnią.
- Dzień dobry Panie Styles. - i tak co chwile. Harry wszedł do gabinetu, a ja powiedziałam ze idę do łazienki. Podeszłam do kilku z nich.
- Żeby żadna się do niego nie przystawiala bo źle skończy.
- A kim ty jesteś ?
- Głucha czy głupia? Mogę być i królową ale wara od niego.
- jasne. Robie mu kawe od 3 lat. W końcu sie zakocha
- Ja uważam, że mam u niego duże szanse - odezwała się trzecia blondynka.
- A ja widzę tylko Summer. - Mój chłopak objął mnie ramieniem
- Oczywiście - odpowiedziały równo jak gdyby nic. I super. Zaprowadził mnie do gabinetu.
- To co mam robić? - spytałam.
- Asystowac.
- Jaśniej - oparłam ręce o biurko patrząc na niego. - Do niedawna rezerwowałam pokoje.
- Odbierasz telefony, umawiasz spotkania, odpisujesz na maile i pomagasz mi sie odstresować.
- Dobra - robiłam jak chciał. 
- Harry - odezwałam się jakoś po czterech godzinach. - ja muszę..
- co miś?
- Potrzebuje - rozplakalam się. Przez ten stan miałam właśnie takie wahania nastroju. Przytulił mnie i pocałował w czoło.
- Chociaż małej dawki...Na odwyku nigdy od razu nie zabierają Wszystkiego - płakałam w jego koszule.
- Otwórz buzię.- Tak zrobiłam licząc na to, że da mi tą tabletkę. No i coś dostałam. On wszystko daje mi do ust. Nigdy nie do reki
- Panie Styles spotkanie - oznajmiła sekretarka. Otarlam łzy wierzchem dłoni i poszłam zmyć makijaż.
Jak wróciłam to szukałam tych tabletek wszędzie, ale nic nie znalazłam. Czy on musi mieć wszystko przy sobie? Westchnęłam i usiadłam na fotelu. Odebrałam dzwoniący telefon, mówiąc zrezygnowana.
- Biuro pana Stylesa w czym mogę pomoc
- Niech mój syn do mnie zadzwoni - Aż się na fotelu wyprostowałam.
- Pa...pani Styles? Jak się pani czuje - spytałam. Może było to głupie, ale było mi jej szkoda.
- Kto mówi?
- Jestem Summer. To znaczy pani mnie nie zna, ani ja pani osobiście ale - mówiłam jak najeta. - po prostu....Harry mi powiedział.
- A. Domyślam sie kim jesteś. Poproś go, żeby zadzwonił.
- Poproszę. A...yyy nie chce pani przyjść na kolację?
- Słucham ? - Boże to było takie niezręczne ale chciałam aby porozmawiali.
- Kolacja. Ja mogę was zostawić, tylko przygotuję.
- Mieszkasz z nim?
- Tak..
- Będę w sobotę.
- Do widzenia Pani Styles - rozłączyłam się i odchyliłam na fotelu. Najcięższa rozmowa w życiu. Wrócił Harry.
Wolałam się na razie nie odzywać.
- I co ksiezniczko ? Jak sie czujesz ?
- Trochę lepiej. Dziękuję. - uśmiechnęłam się do niego słodko.
- Co nabroiłaś ?
- Bo wiesz słońce dzwoniła twoja mama i kazała ci zadzwonić.
- A okej.
- Przyjdziewsobotenakolacje nie bij! - Westchnął głęboko i potarł czoło.
- Nie jesteś zły? - podeszłam do niego potulnie.
- Jestem. Znaczy nie. Nie ważne.
- Powiedz. Co się stało?
- Olała mnie.
- A teraz prosi o rozmowę.
- Nie chce o tym gadac. Zrób mi kawę. - jest zły.
- Ja ci mowie jak coś się dzieje - powiedziałam i poszłam przynieść mu napój. Jak wróciłam to z nią rozmawiał.
To miło. Postawiłam mu kawę. Gdy tylko wróciliśmy do domu, przyjechał Louis. Czujecie moja radość ?
- Summi ! -przywiózł Maye.
- Kochanie! - przytuliłam ją i wzięłam do kuchni.
- Popatrz ! Tatuś mi kupił ! - pokazała mi air maxy
- Ładne. Czemu mówisz do niego tato?
- Bo mi pozwolił, a ja bardzo chciałam mieć tatusia.
- Dobra jak tam chcesz. Lody?
- Nie, ide z tatusiem.
- Z siostrą już nie?
- Nie dziś.
- jasne - powiedziałam smutno i zaczęłam robić obiad.
- No weź! Tatuś ma urodziny. - Jeszcze jedno "tatuś" a pójdę i go rozszarpie.
- Super. Narysuj mu coś.
- A pomożesz mi ? - Wzięłyśmy kartkę i narysowałam z nią coś dla Tomlinsona. Uśmiechała się. Była szczęśliwa, zadbana. Nic mu nie moge zarzucić. Po prostu go nie lubię. Ale jestem wdzięczna ze o nią dba.
- Summi chodź do nas.
- Gotuje - wymigałam się.
- Kłamiesz. Chodź. - Tak. Kłamie i dlatego mecze się z kurczakiem.
- A to twój mąż ? - spytała Maya
- Nie mała. Będziesz wkładać pokrojone warzywa do miski?
- A czemu nie ?
- No bo nim nie jest.
- Jest fajny i go kochasz. Pójde sie go spytać ! - już jej nie ma Nie wiedziałam czy go kocham. Zależało mi, ale po takim czasie nie umiałam tego jeszcze określić.
- Misiu ? - wszedł do kuchni
- Słucham cię - oblizałam palce z sosu i spojrzałam na niego.
- Twoja siostra powiedziała, ze mam Ci sie dzisiaj oświadczyć.
- Nie rób tego - powiedziałam. - Dobrze ? Nie chcę, żeby coś się popsuło

- Nie zamierzam. Nie chce mieć rodziny.
- To dobrze - zaśmiałam się. - Zaraz kończę. - Dał mi klapsa.
- ej - pocałowałam go.
- No co?
- Zostaw mój tyłek.
- Czemu?
- Bo gotuję.
- A co to przeszkadza w dotykaniu tyłeczka.
- Że mnie rozpraszasz. Masz gości
- Poszli. Teraz mogę Cie dotykać. - no i już czuje te jego ręce.
- Harry kochanie! - jakiś damski głos było słychać z korytarza. I to nie była Anne. Poszłam za nim i zobaczyłam jakąś brunetkę trochę podobną do mnie. Pewnie jakaś wcześniejsza.

niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 5

- Bo chce, żebyś odpoczęła - zrobiłam jak chciał. Po co się kłócić. Oparłam głowę o ramię bruneta. Pocałował mnie w czoło. Gdy wylądowaliśmy na platformie lotniska, ktoś wziął nasze rzeczy. No, a on wziął mnie za rękę. Splotłam nasze palce ciesząc się najmniejszym gestem. Jak zobaczyłam hotel... Whow. Do tanich nie należał i zapierał dech w piersiach.
- Podoba ci się ?
- Tak, Harry. Bardzo.
- To tak jak ty mi - ta, pewnie, jasne. Ładnej dziewczyny chyba nie widział. Pocałował mnie. Pierwszy raz publicznie. Motylki w brzuchu tańczyły mi salsę. Weszliśmy do hotelu. Sama niedawno w takim pracowałam, a teraz mogę być jego gościem. Podeszliśmy do recepcji.
- Państwo Styles ! - zagdakała recepcjonistka. Dobra niech jej będzie i Styles. Szybciej kobieto, bo rozbierasz go wzrokiem – pomyślałam czekając aż załatwią formalności. Przytuliłam się do jego ramienia. Teraz jest mój. Nie wiem na jak długo, ale mój. Musze się postarać. Zawsze marzyłam o takim życiu. Mogę mieć wszystko i miłość.
- Chodź, pyszczku.
- Do widzenia panie Styles - jeszcze się odezwała. Odwróciliśmy się, a ja za jego plecami pokazałam jej dość nieadekwatny gest, jak na takie miejsce i takich ludzi dookoła mnie.
- Summer.
- Słucham? - pocałowałam go w policzek i pobiegłam do windy.
- Nie rób tak. - poszedł za mną.
- Oczu z tyłu nie masz.
- Widzę co robisz, kochanie.
- Ktore piętro? - wywróciłam oczami i zmieniłam temat.
- Ostatnie. - nacisnęłam odpowiedni przycisk. Objął mnie od tyłu. Popatrzyłam na nas w lustrze i uśmiechnęłam się do odbicia. Jestem szczęśliwa. Wysiedliśmy z windy i ruszyliśmy do pokoju. Łazienka była większa niż moje mieszkanie. Ja chyba nawet nie chciałam wiedzieć ile on za te wakacje zapłaci.
- No co tak patrzysz ? - klepnął mnie w tyłek.
- Jest bardzo, bardzo ładne.
- To tak jak ty.
- Przestań. Nic temu nie dorówna.
- Twojej urodzie ? Owszem.
- Nie, hotelowi..
- Kto by zwracał na niego uwagę, kiedy ty jesteś obok ?
- Nie jestem ładna.
- Piękna.
- To też nie.
- Dla mnie najpiękniejsza. - położył mnie na łóżku. Patrzyłam w zielone oczy mężczyzny, który w tak krótkim czasie zaczął zmieniać moje życie. Pocałował mnie krótko, ciągle patrząc mi w oczy, co było dziwne i śmieszne. Zaśmialam się głośno i teraz to ja go tak cmoknęłam. No i bawiliśmy się tak z 10 minut.
- Fajnie cię całować i w ogóle, ale złaź – zepchnęłam z siebie mężczyznę - Idziemy?
- Gdzie ?
- Na przykład zwiedzać. Tu jest tak ładnie, że trzeba to obejść.
- Wolę oglądać Ciebie. - wywróciłam oczami, bo znowu zaczynał. Był słodki (od kiedy u mnie takie słowo istnieje? Zmieniasz się, Summer), ale chciałam iść na spacer. Ukucnęłam i wyjelam bieliznę z walizki.
- Skarbie... - mruknął.
- Nie skarbuj tylko chodź - ubrałam brakującą część garderoby. Podszedł do mnie i zlapał mnie za tyłek - Harry! - pisnęłam.
- Słucham ? - łobuzerski uśmiech kontrastował ze słodkimi dołeczkami. Dlaczego był tak cholernie idealny? Anioł. Mój anioł. Uścisnął mocniej moje pośladki i mnie puścił. Pocałowalam jego policzek i wyszliśmy z pokoju, a później z hotelu. Zachwycałam się dosłownie wszystkim. Wszystko robiło wielkie wrażenie, a on tylko chodził i robił mi zdjęcia.
- Możesz nie zaśmiecać telefonu, kochany?
- Moj telefon. Nie interesuj sie. - pokazał mi język. Westchnęłam i wskoczyłam na murek fontanny. Spojrzałam na piękne bezchmurne niebo, a ciepłe promyki słońca muskaly moją twarz. Jaka byłam? Szczęśliwa. Wziął mnie za rękę i prowadził dookoła, a potem wziął na ręce i okręcił. Pisnęłam, łapiąc się jego szyi. Spacer był na tyle długi, że w końcu brunet niósł zmęczoną mnie do hotelu. Jak dziecko, bo wszystko jeszcze ogladałam. Wieczorem zaczęło być nieprzyjemnie. Uczucie głodu zawitało na nowo.
- Kolacja.

- Nie chcę.
- Dlaczego ?
- Nie jestem głodna.
- Kotek. - wsadził mi do ust krewetkę. Skrzywiłam się. Dziwny, jeszcze nieznany smak. Może być, ale nie tego potrzebowałam.
- Marudo kochana...
- Ja nie marudzę - szturchnęłam go i pocalowałam w policzek.
- Tylko troszkę. - położył mnie i delikatnie dotykał. Cały czas na niego patrzyłam. Potem długo pocałowałam, sięgając ręką po butelkę wina. Podniosłam się, biorąc też dwa kieliszki. Poszłam do łazienki.
- Mała. Chce mi się seksu.
- To chodź - powiedziałam. Seks mi pomagał.
- Jesteś moją kochanką.
- Dziewczyną, żoną i kochanką - zaśmiałam się.
- Summi! Stoi mi - usiadłam na brzegu wanny i piłam wino, czekając aż woda się naleje.
- Rączkę masz, albo tu przyjdź. - przybiegł prawie.
- Wolę Twoje usta.
- Nie miałam ochoty na lody. - zasmiałam się, rozpinając jego spodnie.
- Trochę śmietany - wzięłam go do ust. Zrobiłam to szybko, aby mu ulżyć. Złapał moją glowę i miałam go całego w ustach. Gdy doszedł, starałam się wszystko połknąć ale nie mogłam. To, co zostało, starł palcami, które po chwili włożył mi do ust. Oblizałam je, mrucząc.
- Grzeczna dziewczynka - wstałam i rozebrałam się. Nie czekając na Hazzę, weszłam do wody - Podsuń się - patrzyłam jak się rozbiera.
- Nie za dużo tych tatuaży? - spytałam. Niektóre mi się podobały, ale niektóre były... dziwne.
- Nie. - usiadł za moimi plecami.
- Jak wolisz. - przyciągnął mnie do swojego torsu. Siedziałam bawiąc się pianą. Całował delikatnie moja szyję. Odchylilam głowę, dając mu do niej lepszy dostęp. Byłam pochłonięta myślami. Co z Damonem i Davidem? Co z Maggie? Wiem jacy są, ale dużo razem przeszliśmy. Jesteśmy przyjaciółmi. Nie mogę się tak po prostu od nich odizolować. On da mi wszystko. Pomógł mojej siostrze. Pomaga mi. Odwróciłam się, patrząc na twarz bruneta. Po chwili powróciłam do bawienia się pianą.
- Czemu ja? - spytałam. - Nie jestem ładna, nie jestem mądra. Nie jestem idealna, ani poukładana. Moje życie to chaos, a czego się nie dotknę, t to spierdolę.
- Dla mnie jesteś piękna i mądra. Nie szukam ideału.
- Ale sam popatrz. Mógłbyś mieć każdą kobietę w Anglii. Takie, które obracają się w twoim towarzystwie.
- Chcę mieć ciebie. Normalną rodzinę. Nie chcę wychuchanej panny.
- Przepraszam. Po prostu nie rozumiem czemu mam takie szczęście - odpowiedziałam i wstałam, owijając się ręcznikiem. Wyszłam z łazienki, a potem, ubrana w coś do spania, na balkon.
- Szczęście?
- Tak - oparłam się o balustradę i patrzyłam na plażę. - Pewnie dawno skończyłabym w burdelu.
- Wtedy bym Cię znalazł i kupił na zawsze
- Czuję się jak Pretty Women.
- Nie płaciłem ci za seks.
- Wiem. On też nie płacił.
- Nie wziąłem Cię dla seksu.
- Wiem. Po prostu z dna nagle jestem tu.
- I tu zostaniesz, kiciu - przytulił mnie od tyłu. Już nic nie powiedziałam. Odwrociłam się i delikatnie go pocałowałam. Poszliśmy do sypialni. Gdy już spał, w końcu odebrałam ten telefon. Wyszłam na korytarz.
- Nie dzwoncie teraz.
- Bo?
- Bo jestem z Harrym i chcę spokoju. Nie chce brać - uslyszałam śmiech
- Zakochana para.
- Damon przestań. Szydzisz.
- Zachciało Ci się. Przyjdź zrobic mi dobrze.
- Wiesz, lecę. Więcej kasy nie będzie.
- Bo?!
- Bo nie będę dziwką! Masz mało, to ukradnij, ja go wykorzystywać nie będę!
- Zakochałaś się w nim?
- Nie wiem. Po prostu mu zaufałam, a ty podobno jesteś moim przyjacielem, więc zaczniesz mnie wspierać - usiadłam pod ścianą. Tu nawet podłoga jest dokładnie wyczyszczona.
- Nie licz na to. Już nie jesteś jedną z nas. - rozłączył się. Zagryzłam wargę i spuściłam głowę w dół. Akurat to byli ludzie, z którymi byłam trzy lata. Poczułam się... oszukana? Smutna? Samotna?
Podniosłam się powoli i ruszyłam ku schodom. Na sobie miałam szare spodnie dresowe i koszulkę Harry'ego. W samych białych skarpetkach zbiegłam na dół, do hotelowego baru. Nie, nie alkohol. Gorąca czekolada, którą piłam na kanapie stojącej pod oknem wielkiego pomieszczenia. Pojedyncze osoby tańczyły. Niektórzy pili przy barze, a tak to było spokojnie. Podkuliłam jedną nogę, trzymając szklankę w dwóch dłoniach.
- Miś? - Harry kucnął obok mnie.
- Czemu nie śpisz? - popatrzyłam na niego zdziwiona.
- Bo cię nie było.
- Idź. Nie będziesz paradować tu bez koszulki.
- Czemu ? Bez Ciebie nie idę.
- Za chwilę przyjdę - odparłam.
- Nie będziesz tu sama.
- Przecież nic mi się nie stanie. Czasem potrzeba samotności.
- Wolę mieć cię na oku.
- Nic nie zrobię, Harry. Nie mam narkotyków. Nie wyjdę stad bez butów. Piję tylko kakao - powiedziałam twardo. Damon wbił mi nóż w plecy.
- A ja się o Ciebie martwię.
- Niepotrzebnie.
- No chodź...
- Nie. - uparłam się i piłam to pieprzone kakao i miałam kurwa spieprzony humor. Nie winiąc Harry'ego. Poszedł bez słowa na górę. Dołączyłam do niego godzinę później. Rano dostałam okresu, co było już po prostu gwoździem do trumny. Miałam ochotę płakać. Prawie się do mnie nie odzywał. Nie chciałam go wczoraj zranić, ale byłam zła.
Po śniadaniu poszliśmy na plażę. Siedziałam na piasku, patrząc jak daleko wypływa. Bałam się, żeby mu się coś nie stalo. Chce żeby dał mi buzi i mnie przytulił. Wstałam, położyłam dłonie na biodrach i czekałam, aż w końcu przypłynie. 10 minut później wrócił. Wyglądał jak, o ja pierdolę, grecki bóg.
- Harry - stanęłam mu na drodze - Hazz nie chciałam być dla ciebie niemiła, bo to nie była twoja wina. Przepraszam.
- Czemu sie przejmujesz ?
- Nie chcę, żebyś był zły, to mnie boli - ostrożnie położyłam mu dłonie na torsie.
- A wiesz co mnie boli ? To, że jak jestes zła, to ja dostaję po łbie. Nawet nie powiesz, co się stało.
- Bo nie chcę zadręczać cię swoimi problemami, Hazz.
- Mnie to interesuje.
- Pocałuj mnie, bo tego potrzebuję. Bo po prostu zaraz wybuchnę i się nie pozbieram. - pocałował mnie tak namiętnie, że temperatura na plaży była jeszcze wyższa. Z takim samym zapamiętaniem oddałam pocałunek.
- Teraz powiedz mi co sie stało.
- Nie jestem już im potrzebna.
- Oni Tobie też.
- To byli moi jedyni przyjaciele. To trochę zabolało. Gdybym ja ci powiedziała "spadaj, mam cię dość"?
- Skarbie... - przytulił mnie - Masz przez nich same problemy.
- Wiem. Ale poczułam się wykorzystana.
- Rozumiem. Poznasz partnerkę Louisa, Niall'a. Będziesz miała lepszych znajomych... - pokiwałam tylko głową.
- Za ile dni wracamy ?
- Kiedy chcesz?
- To ty pracujesz. O właśnie. To mogę wrócić do pracy?
- Po co? - jęknął.
- No dobra - chociaż tyle. Znów mnie pocałował. Później przytuliłam się do niego i wróciliśmy do hotelu. Od razu wylądowałam na łóżku - Powietrza – zaśmiałam się i oderwałam od mężczyzny. 

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział 4

- Brata...Super. Rozumiem, masz prawo.
- I nie zachowuj się jak dziwka, bo go stracisz.
- Tak, wiem. Doszłam do tego sama.
- Zabieram małą. - wziął ją na ręce i wyszli zanim zdążyłam się ruszyć. Dalej go nie lubiłam i to się nie zmieni. Oparłam ręce o blat. Byłam zmęczona i głodna, oraz potrzebowałam swojego leku. W końcu dwa dni w aucie to dużo. Przyszedł Harry.
- Zrobię kolację - mruknęłam i otworzyłam ponownie lodówkę.
- Mała. - przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Oddałam krótko pocałunek, a potem wtuliłam się w jego szyję.
- Zjedz. - pocałował mnie w czoło, a ja poczułam w brzuchu motylki. Uśmiechnęłam się i skończyłam robić posiłek. Zjadłam swoją porcję i dwie dokładki. Potem dał mi wino. O tego też mi brakowało. Ubrałam skórzaną kurtkę i wyszliśmy na taras. Było dość chłodno. Usiadłam między jego nogami i oparłam się plecami o jego tors. Było mi dziwnie dobrze i bezpiecznie.
- Nie chciałam tego powiedzieć... Nie chciałam, żebyś poczuł się - nie umiałam dobrać słów.
- To nieważne. Ważne, że wróciłaś.
- Tak z obawami czy wezwałeś już policję czy nie.
- Po co miałbym ?
- Na przykład auto.
- Summi, pieniądze nie są ważne.
- Jeśli ktoś je ma. - Wypiłam pół kieliszka, a już mam fajną głowę. Znów mi coś dosypał. Zaśmiałam się sama nie wiem z czego.
- No co kotku ? Czas spać ? - pomógł mi wstać.
- Och tak - uśmiechnęłam się. Zaprowadził mnie do łazienki i wsadził do wanny, a potem pomógł się umyć. Ochlapałam go pianą którą dmuchnęłam.
- Skarbie, bądź grzeczna. - wytarł się i wyciągnął mnie z kąpieli. Ubrana w piżamkę poszłam lulu.
Spałam na jego torsie. Jak się obudziłam to byłam jakaś radosna. Postanowiłam zrobić mu śniadanie. Jest taki słodki.
- Dzień dobry skarbie. - pocałował mnie w policzek
- Hej - uśmiechnęłam się.
- Wyspana ?
- Bardzo, bardzo.
- Super super
- Idziesz do pracy? - bawiłam się jego loczkami.
- Nie księżniczko.  Zabieram Cię gdzieś.
- Gdzie?
-  Na wakacje
- O matko - zaśmiałam się i musnęłam jego  usta. Przyciągnął mnie i pogłębił pocałunek.
Napawałam się jego bliskością. Tym, że jest obok.
- Pakuj się skarbie. - Wstałam z łóżka i zrobiłam o co prosił
- Będzie ciepło. - Ukucnęłam w garderobie i w kącie zobaczyłam woreczek z proszkiem z pierwszej nocy tutaj. Zerknęłam na Harry'ego który sprawdzał coś na telefonie przeczesując włosy.
Sięgnęłam po to i schowałam na spód walizki. Niech tam będzie. Będzie zły. Zamknęłam drzwi szafy i składałam ubrania. Wiedziałam, że to złe ale to było mi tak potrzebne...
- Summi ja wiem co tam jest i będę wiedział kiedy to weźmiesz - Och czy on wie dosłownie wszystko ?  Usiadłam pupą na podłodze przełknęłam ślinę. Żyły bardzo mocno mnie paliły.
A jak in mnie wyrzuci ? Ja zaczęłam go potrzebować. Wyjęłam woreczek i poszłam do łazienki.
Był za mną jak cień Otworzyłam proszek, drżącymi rękoma wsypując go do muszli.
- Brawo słonko.  - przytulił mnie mocno. Odszukałam jego ust i spragniona wpiłam się w nie. Ujęłam jego twarz w trzęsące dłonie, całując bardzo zachłannie.
- Wszystko będzie dobrze.  Spokojnie
- Dziękuję, że przy mnie jesteś.
- Zawsze będę -  Pokiwałam głową. - Gotowa ?
- Tak.
- Wiec chodź.  - Wyszliśmy z łazienki i oboje się ubraliśmy. 30 minut później byliśmy na lotnisku
- Gdzie lecimy Harry?
- A gdzie chcesz ?
- Nie wiem - powiedziałam szczerze. - Jest dużo pięknych miejsc, których nigdy nie zwiedziłam.
- Wybierz co chcesz.
- Ty wybierz.
- Okej - Uśmiechnęłam się i usiadłam w fotelu. Poszedł do pilota. Mój telefon wibrował, a uśmiech od razu zszedł z twarzy.
- Wyspy dziewicze. Pasuje ? - usiadł obok mnie
- Wyspy..Tak, jasne.
- Coś się dzieje ?
- Nie.
- Widzę.
- Naprawdę - oparłam głowę o jego ramię.
- uprawiałaś seks w samolocie ?
- Nie latałam samolotem.
- Chcesz się kochać ?
- Z tobą zawsze. - Wziął mnie na kolana i zaczął całować Oddawałam pocałunki rozpinając jego koszule. On uwielbia dotykać pośladków, a ja lubię jak pieści mój tyłek.
- Skarbie. - szepnął w moje usta.
- Tak? - jęknęłam.
- Powiedz czego chcesz ?
- Żebyś w końcu zrobił mi dobrze. - Zaczął się śmiać. Pocałowałam go ciągnąć za jego włosy.
Posadził mnie na fotelu i rozsunął moje nogi. Sukienka była dobrym wyborem. A brak bielizny jeszcze lepszym. Całował delikatnie moje uda. Nie doszedł jeszcze tam, a ja już jęczałam. A jak tam dotarł to myślałam,  że zwariuje Wbijałam palce w fotel co chwila łapiąc oddech. Ssał,  lizał i pieścił.
Przeniosłam rękę w jego włosy i przyciągnęłam go jeszcze mocniej wypychając biodra
Zaśmiał się wywołując wibracje co mi wystarczyło Doszłam krzycząc sama nie wiem co. Opadłam na fotel. Wszedł we mnie przedłużając orgazm. Ale było mi tak dobrze, że nie potrafię opisać.
- podoba ci się skarbie ? - mruczał On wymagał,żebym mu odpowiedziała. Nie było szans.
Wbił się cała długością chyba pierwszy raz.
- Harry! - krzyknęłam. W moich oczach pojawiły się łzy ale to po prostu wybuch wszystkich emocji.
Nie przejmował się. Pieprzył mnie mocno aż oboje doszliśmy. Potem pamiętał aby dać mi tabletki.
On bardzo nie chce mieć dziecka. Zawsze wkłada mi je do ust i patrzy czy połykam
Ale ja chyba też nie chcę. Na pewno nie teraz. Usiadł zmęczony na fotelu. Poszłam do łazienki, aby się ogarnąć. Jak wróciłam to spał. Siedziałam i przeglądałam swoje zdjęcia. Paskudna morda. Jak on może mnie chcieć. I się obudził. 
- Misiu.
- Jestem - pocałowałam go w policzek.
- Dasz pić ? - Sięgnęłam do stolika po wodę i mu podałam. Wypił pół butelki.
- Ale jesteś spragniony.
- Bo Cię dymałem.
- Bolało. Kiedy lądujemy?
- Za chwilę.  Skarbie, chciałbym, żebyś wyłączyła telefon.

- Dlaczego? - dziwna prośba.

wtorek, 2 grudnia 2014

Rozdział 3

Zaczynam go nienawidzić za to, że za mnie decyduje. Przysięgam, że będzie miał piekło jak mi jeszcze coś zabroni. Położył mnie w salonie, ale faza. Podobało mi się co zrobiła ze mną ta tabletka.
Przyszedł do mnie i położył moją głowę na swoich kolanach. Nie odezwałam się do niego słowem przez cały dzień. Może dlatego, że nie byłam w stanie. Humor miałam bardzo dobry. No i w końcu położył mnie spać. Rano w końcu wyszłam. Humor dalej dobry. Załatwiłam co miałam załatwić. Sprzedałam jedną z sukienek z garderoby. Droooga była. Poszłam do siostry wieczorem.
- Summer !
- Maya. Jak tam mała ?
- Zabierz mnie stąd. - przytuliła się do mnie mocno.
- Nie mogę kochanie.
- Dlaczego ?
- Bo mam problemy. Wiesz, nabroiłam.
- A jakie ?
- Złe. - pocałowałam ją w czoło.
- Obiecałaś, że mnie zabierzesz.
- Jak będę mogła.
- Ale to nie ty tu siedzisz. - poszła sobie i już nie chciała mnie widzieć. Popłakałam się. Chciałam do Harry'ego. Jestem okropna siostrą. Nawet w tym sobie nie radzę. Zdruzgotana szłam do domu. Od razu mocno przytuliłam się do Hazzy. Fajnie mieć czasem kogoś obok.
- Co się stało ? - Nie odpowiedziałam. Dalej mocno się go trzymałam - Okej, to po co byłaś w domu dziecka ? - tulił mnie
- Powiem ci jeśli obiecasz ze przestaniesz mnie szpiegować, bo to jest nie do zniesienia -wyszlochałam.
- Nie szpieguje. Powiedz kotku
- To niby skąd wiesz, że tam byłam. Przecież nie po to aby adoptować.
- Więc po co ?
- Odwiedziłam siostrę.
- Co ?
- Siostrę. Ma do mnie żal.
- Musimy ja stamtąd zabrać. - Spojrzałam na niego. To było wariactwo. Nie zostanę tu długo. 
- Nie. Ona potrzebuje rodziny. Matki i ojca. Nie siostry ćpunki.
- Nie będziesz ćpała.  
- Summer, prawdopodobnie nikt jej nie zaadoptuje.
- wcale nie.
- Jeżeli ty nie chcesz jej pomóc to ja to zrobię.
- Nawet jej nie wychowasz. Nie wiem co mam zrobić - musiałam się napić. Wzięłam wino.
- Razem ją wychowamy.  - podniósł mój podbródek.
- Nie. Ja nie jestem jej matka, a ty. ..to ty - usiadłam i zmęczona spuściłam głowę. To zwykle oszustwo.
- Jesteś jedyna osobą,  którą ma i kocha
- Nie mam mieszkania! Ćpam. Pije. Baluje. Sypiam czasem za kasę i cie okradam. No szczyt marzeń kurwa - wybuchnęłam nie gryząc się w język.
- Słucham ?
- To co słyszałeś. Cała prawda o mnie. - odstawiłam butelkę. - i moich planach. - Pokręcił głową i wyszedł z pokoju Kopnęłam w stolik. Byłam wściekła, że mu powiedziałam. Za szybko no. Ale to w przypływie emocji. Porwałam kluczyki ze stołu i wsiadłam do auta wyjeżdżając z garażu. Nie wiem gdzie jechałam. Musiałam ochłonąć. Summer źle robisz. Całe życie. Dwa dni spałam w tym aucie. Na resztkach paliwa pojechałam pod dom dziecka.  Chciałam ja przytulić, ale jej tam nie było.
- Gdzie jest moja siostra - spytałam wyczerpana emocjonalnie. Ręce mi drżały.
- Adoptowana.
- Nienawidzę cie Styles - powiedziałam wściekła. Nawet ją mi zabrał.
- Właściwie to wróciła do ojca.
- Słucham?!
- No tak.
- O nie - nogi się pode mną ugięły. Tylko nie tam. Nie chciałam, żeby przechodziła przez to co ja.
Co ja mam zrobić ? Tylko Hazz może mi pomóc Może, ale czy to zrobi. Oszukałam go. Pojechałam do niego. Weszłam do środka nie wiedząc jak się zachować. Jeszcze ten gość tam był.
- Harry, Twoja dziwka wróciła.
- Musisz mi pomóc rozumiesz - złapałam go za koszule i patrzyłam w oczy. - Dla niej. On ją skrzywdzi rozumiesz?
- Summi ? - kompletnie pijany.
- Harry błagam cie - płakałam.
- Co się stało ?
- Mój ojciec ją adoptował.
- To źle ?
- Tak. Okropnie. Najgorzej. Nie wiesz co on robi.
- Nie wiem. - Puściłam go. Dzisiaj rozmowa była bezsensu. Spojrzałam na jego kolegę. - Jak... Jak wytrzeźwieje to powiedz mu żeby zadzwonił.
- Jak wyjdziesz to dalej będzie pił.
- Nie możesz mu zabronić? Zabrać? Od czego są przyjaciele? - pociągnęłam Harry'ego za rękę na kanapę i położyłam.
- Teraz się martwisz ? Dał Ci wszystko,  a ty jak go potraktowałaś
- Wiedział jaka jestem. Odpierdol się jak nic nie wiesz. - Loczek płakał leżąc na kanapie. Przykryłam go kocem i otarłam łzy. - Harry no nie rób mi tego. Ja mogę płakać, ale ty nie - kucałam.
- Ty też mnie zostawisz.  Jak każdy. Zawsze będę sam.
- Nie będziesz.
- Będę.  Nikt nie będzie mnie kochał
- Harry przestań - odezwał się brunet. - Zasługujesz na kogoś lepszego niż ona. 
- Racja.
- Zamknij mordę Louis i wypierdalaj z mojego domu.
- Chyba że z nią.
- Powiedziałem wyjdź - Spojrzałam na bruneta. Jezu, serio mnie nie lubił. Wyszedł. Poprawiłam Harry'emu poduszkę pod głową.
- Zabije się, wiesz ?
- Nie. Masz wszystko i nie będziesz sam - usiadłam opierając się o kanapę. - Popatrz jaka ja jestem beznadziejna.
- Taka jaką chcę.
- Nie chcesz mnie takiej. Nie chcę być szmatą. Przepraszam, że Cię wykorzystałam.
- Kogo ja obchodzę ?
- Mnie. Swoją rodzinę.
- Ciebie ? Przestań.
- Obchodzisz mnie - potarłam ręką czoło. - Wiem, jestem idiotką ale nie chce być już dziwką. Nie chcę, żeby patrzyli na mnie z obrzydzeniem. - poprawiłam mu włosy wpadające na nos.
- Nie jesteś.  Jesteś wspaniała, ale zagubiona. - Pogłaskałam go po policzku. 
- Muszę pomóc siostrze..
- Załatwiłem to.

- Co?
- Louis ją zaraz przywiezie.
- Jak to załatwiłeś skoro jak przyjechałam to nie wiedziałeś o co mi chodzi.
- Wystarczyło,  że Louis usłyszał.
- Nie lubię go.
- On Ciebie.
- Wiem.
- Daj mi wódkę
- Nie. Weź idź spać - trzepnęłam go poduszką. I tak zaraz zasnął, a ja zaczęłam sprzątać. Nareszcie. Myślałam, że już nie zaśnie. To moja wina, że jest w takim stanie. Kiedy skończyłam siedziałam przy nim. Spał tak spokojnie. Taki piękny. Nie zasługuje żeby tu być. Otworzył oczy. Zobaczyłam w nich ból. Spuściłam głowę nie mogąc na to patrzeć.
- Jesteś tu.. - szepnął podnosząc mój podbródek
- Jestem... Nigdzie się nie wybieram, chyba że mnie wyrzucisz.
- Nigdy
- Przynieść ci coś Harry?
- Wody. - Podniosłam się i poszłam do kuchni. Przez jego słowa zrobiło mi się cieplej na sercu.
Kiedy wróciłam do salonu szklanka wypadła mi z ręki.  Maya była u niego na rękach Znów mi łzy poleciały. Dobrze wiedziałam, że tutaj będzie jej najlepiej. Wyciągnęła do mnie ręce. Od razu ją wzięłam i mocno przytuliłam. - Nic ci nie jest? Matko...
- Nic. Zostanę z Tobą ?
- Tak. Już tak - głaskałam ją po włosach.
- Albo ze mną.  - Powiedział Louis.
- Tobie dziecka nie dam - zmroziłam go wzrokiem.
- Summer zachowuj się.
- Powiedziałam. Chodź skarbie - poszłam z siostra do kuchni. Na pewno jest głodna Harry rozmawiał z nim w salonie. Zrobiłam jej obiad. Wszystko zjadła.
- Chcesz coś jeszcze Maya?
- Pić. - sięgnęłam po szklankę i nalałam jej soku.
- Proszę.
- Dziękuję. - Ona piła, a ja wstawiłam talerze do zmywarki. Tu wszystko było takie nowoczesne i nowiutkie. Aż bałam się czegoś dotknąć, żeby nie popsuć.
- Summer. Chodź pogadać.
- Poczekaj tu - powiedziałam do małej i poszłam do salonu. Louis do niej poszedł. Chciałam mu przywalić, ale Harry złapał mnie za rękę i pociągnął na kanapę.
- Proszę cię no. Nie cierpię tego faceta - jęknęłam schodząc z kanapy. Zebrałam szkło szklanki.
- Posłuchaj mnie uważnie. Louis jest świetnym ojcem i może jej wszystko zapewnić.
- Ojcem? On? - spojrzałam na niego jak na kretyna. - Rozumiem, że jej tu nie chcesz, ale on?
- Nie powiedziałem tego. Zrozum, że ja nie mam czasu, a ty musisz się leczyć. Jeżeli chcesz ona tu zostanie.
- On ma rodzinę? Co on robi? Powiedz mi do cholery. Muszę wiedzieć.
- Louis jest policjantem. Ma żonę i dwójkę adoptowanych dzieci. - Spojrzałam na wejście od kuchni zaciskając zęby.
- I chce trzecie? - tatuś się znalazł.
- Jego żona nie może mieć dzieci.
- Mogę ich poznać?
- Tak.
- Dobrze. - Rozłożył ramiona. Podeszłam do niego i przytuliłam się.
- A teraz wybacz idę wyrzucić szkło.
- Idź. - Tak zrobiłam. Louis rozmawiał z Mayą, a ta się smiała. Pociągnęłam go za tył koszulki.
- Co chcesz kobieto ?
- Pogadamy facecie.
- Słucham ?
- Mną możesz poniewierać, ale ją masz dobrze traktować.
- Dziecka bym nie skrzywdził. 
- Cudownie.
- Aha. Ostrzegam, że jak jeszcze raz skrzywdzisz mojego brata to Cie rozniosę. Rozumiesz ?