wtorek, 31 marca 2015

Rozdział 12

- Przyjaciół szukam.
- Harry chory. Niall z dziećmi. Louis w disneylandzie. Więcej nie wiem.
- Nie musisz być taka wredna. Nic Ci nie zrobiłem.
- Jestem zmęczona. Zrozum.
- Rozumiem. Pomóc w czymś ?
- Posiedź przy Harrym. Zrobię zakupy.
- Może ja pojadę na zakupy ? Sądzę, że woli siedzieć z Tobą.
- On śpi a ty nie wiesz co kupić.
- To mi powiesz. - Zrobiłam listę i mu dałam. Usiadłam na kanapie. Chyba zasnęłam.
- Summi. - poczułam jak ktoś kładzie się obok mnie.
- Już wstaje...juuż..
- Przytul...mocno. - Tak zrobiłam. Pocałowałam go w czoło. Gorączka spadła. Chociaż tyle. Gdzie ten Zayn ?
- Harry wracaj do łóżka - pomogłam mu wstać i objęłam w pasie.
- Nie chce już w tym łóżku.
- Jeszcze dzisiaj tam poleż. Jutro ewentualnie zgodzę się na sofę. - Westchnął i poszedł się położyć. Wrócił Zayn.
- Zrobię kolacje. Idź z nim pogadaj
- Czuje się zaproszony. - poszedł na górę. Słyszałam śmiech mulata na górze. Dobrze, że go trochę rozbawi.
- Stary, może to znak. - znów się śmieją. Zaniosłam im kolacje.
- Wszystko - powiedziałam do Harry'ego.
- Nie.
- Nie mam siły się z tobą kłócić. Nie jesteś dzieckiem.
- Zjem ile będę mógł. - złości się na mnie. Zacisnęłam zęby i zabrałam naczynia po obiedzie.
Musze sobie z nim to wyjaśnić, ale jak Zayn pójdzie.
Uznałam, że teraz mu jestem niepotrzebna skoro siedzą razem. Również coś zjadłam. Tommy zostawił misia.
- Ja spadam.
- Cześć...- Poszłam do Harry'ego - O co się wściekasz?
-O to, że mi rozkazujesz.
- Bo jesteś chory i chce ci pomóc? Ale jesteś uparty.
- Przepraszam. - Usiadłam na łóżku i przytuliłam się do niego. Pocałował mnie w czubek głowy.
- Kocham cie.
- A ja ciebie.
- Więc nie denerwuj się, kiedy próbuje ci pomoc. Dobrze?
- Dobrze. - Westchnął. Dasz mi soku ? - Podniosłam się i mu przyniosłam.
- Dziękuje. - uśmiechnął się.
- Pij - opadłam na łóżko.
- Odpocznij
-Zdążę.
- A jak jesteś w ciąży ?
- To nie choroba, wiec na pewno mi się nic nie stanie.
- A jednak. Proszę połóż się.
- Zjadłeś ?
- Zjadłem
- Dobrze - położyłam głowę na jego klatce. Pocałował mnie w czubek głowy. Nawet nie wiem kiedy usnęłam. I spałam aż do rana . Wtedy pospiesznie podałam mu leki.
- Już wziąłem miś.
- Tak?
- Odpocznij
- Już odpoczęłam. Zrobię śniadanie.
- Zrobiłem.
- Jak się czujesz?
- Lepiej. A ty ?
- Dobrze się czuje - uśmiechnęłam się i zdjęłam bluzkę.
- Nie masz objawów ciąży ?
- Harry kochanie objawy ciąży pojawiają się w pierwszym jej miesiącu a ja nawet nie wiem czy w niej jestem.
- Zrób test.
- Pójdę do apteki.
- Mogę z tobą? - jasne. Z zapaleniem płuc w zimę.
- Nie. Jeszcze leżysz. Niedługo wrócę. - ubrałam się.
- Jutro idę do pracy
- Nie ma mowy. Daj się wyleczyć.
- Musze.
- Ciekawe po co - mruknęłam i wyszłam. Kupiłam test i powoli wracałam do domu. Harry wyglądał na rozczarowanego.
- Przecież jeszcze nie raz się postaramy. Nie zawsze za pierwszym wychodzi. - teraz leżał w salonie, wiec miałam łatwiej. Podałam mu kubek herbaty.
- Dziękuję.  Nawet w robieniu dzieci jestem beznadziejny
- Przestań. Mówiłam ci, ze nie każdego dnia można zajść w ciążę.
- Nie wiesz jak bardzo chce Cie pocałować. Pogłaskałam go po policzku. Mój biedak. - I wziąć.
- Po co musisz iść do pracy? Ja pójdę. Poprzestawiam ci spotkania. Proszę, chcę żebyś wyzdrowiał.
- Mam bardzo ważne spotkanie.
- I pójdziesz do firmy zarażać ?
- Kotku to zajmie godzinę.
- No dobrze. - włączyłam telewizję. - O czym rozmawiałeś z Zaynem?
- Tajemnica. - jeszcze bardziej mnie ciekawi.
- No powiedz...
- Ale nie będziesz miała niespodzianki.
- Och no dobra - mruknęłam. Harry oglądał, a ja malowałam paznokcie.
- Smrodek.
- Co? - spojrzałam na niego wyrwana z rozmyśleń. Kurwa. Musiałam zmyć paznokcia i jeszcze raz poprawić.
- Lakier. Smrodek. - Szturchnęłam go i zeszłam z kanapy. Uważałam i na ręce i na nogi idąc do kuchni.
- Pingwin.
- Zaraz cie czymś trzepnę - wystawiłam mu język.
- Możesz mi strzepać, sama wiesz co.
- Nie dostaniesz dzisiaj obiadu zboczeńcu ! - wyjęłam garnek.
- Misiu.. tylko raczka.
- Masz rączkę. Nie widzę problemu - powiedziałam i zaśmiałam się pod nosem.
- Wolę twoją. - Maruda. Robiłam obiad.
- Summi - jęczał.
- Dobrze ci?
- Pomóż. - mruknął. Weszłam do salonu i zobaczyłam jak się dotyka. To był dość seksowny widok. Podeszłam do niego.
- Podoba mi się to co widzę.
- Pomóż. Robił to przez spodnie. Wsunęłam rękę do jego bokserek. Od razu zamknal oczy. Był taki twardy. Szybko ruszałam dłonią. A on szybko doszedł. Wyjęłam rękę i oblizałam palce. Wróciłam do gotowania.
- Summi!
- No co? Przecież już.
- chcę buzi. 
- Jesteś chory.
- Jak mi przejdzie to będziesz mnie całowała cały dzień.
- pewnie.
- Dostaniesz kontuzji języka.
- Ty zaraz jej dostaniesz od tych głupot
- Nie za dobrze ci na tej kanapie?
- A jak Cie wezmę... zrobimy 69.
- Nie za dobrze ci na tej kanapie?
- Jest spoko. Daj cycuszki
- chyba za dużo leków - mruknęłam do siebie. Godzinę później podałam mu talerz.
- A cycuszki?
- Harry jedz i idź spać.
- Czemu się złościsz ?
- Nie złoszczę. Ja jestem rozbawiona.
- Daj cycuszki.
- Harry jedz Proszę Cię - westchnęłam i nawet zaczęłam go karmić.
- Dobre.
- No to jedz. Am. - Objął dłońmi moje piersi jedząc. Już nic nie powiedziałam. Nie mam do niego siły. Ale go kocham najmocniej. Zjadł wszystko masując mnie. Odstawiłam talerz, a z mojego gardła wydobył się kolejny jęk. Zdjął moja bluzkę i stanik. Pozwoliłam mu się pieścic. Było mi bardzo miło.
Oczywiście sprawił, że tak doszłam.
A jaki z siebie dumny był.
- Idź spać - pocałowałam go we włosy i przykryłam.
- Bez ciebie?
- Posprzątam. - Był smutny. Jak skończyłam to się obok położyłam.
Przytulił mnie i dalej spał.  Choroba przeszła mu już całkiem po tygodniu, a ja odbyłam udaną sesje.
Wróciłam zmęczona do domu.
- jestem - zdjęłam kurtkę i buty.
- Jak sesja ?
- Było super. Byliśmy na dworze i sesja była w śniegu.
- Mhm, poczekam aż się rozchorujesz.
- byłam ubrana. Nie martw się. Jemy coś ?
- Masz w kuchni. Kupiłem na mieście.
- Okay - poszłam zapełnić brzuch. Ma jakiś zły humor. Nawet mi nie dał buziaka. Nie wiem dlaczego. Ale trochę bałam się spytać, aby go nie zdenerwować.
- Koniec z sesjami - powiedział i poszedł na górę. Zaskoczona tym co mi oznajmił, poszłam za nim
- Zaczekaj. Dlaczego? Sam mi pozwoliłeś.
- I to był błąd. We wszystkich gazetach piszą, że Cie sprzedaje.
- Jeju i musisz się tym przejmować? My znamy prawdę. Poza tym w ciąży nie będę mogła pozować więc niedługo będzie na to rozwiązanie.
- Co ?
- Przecież staramy się o dziecko.
- Coś nam nie idzie. - Dzisiaj wszystko go dobija
- Kochanie - położyłam ręce na jego klatkę. - Miej cierpliwość.
- Nie mam. Wszystko mnie wkurwia.
- Dlaczego? Co się stało?
- Przegrałem przetarg. Moja firma zbankrutuje.



poniedziałek, 2 marca 2015

Rozdział 11

- Harry..nie wiem kiedy mam dni płodne - wtuliłam się w niego.
- Nie szkodzi. Pójdziemy do lekarza. Spokojnie. - Pokiwałam głową i założyłam swoją bieliznę. Kąpiel. Łóżko. Spać. Pocałował mnie w kark i ubrał spodnie Poszliśmy do łazienki, a potem do łóżka. Rano pobudkę mi zrobił płacz Tommy'ego. Od razu do niego poszłam. Przytulił się i ucichł.
- Chyba jesteś głodny. - Chyba jeszcze nie mówi. Zniosłam go na dół i zrobiłam jedzenie. Był taki słodki. Kochane dziecko. Mój syn będzie lepszy. I będzie miało przystojniejszego ojca. Znaczy nie wiem jak wygląda ojciec Tommy'ego ale ojciec mojego synka i tak będzie najlepszy.
- Dzień dobry kotku. - pocałował mnie w policzek
- Hej. Mała śpi?
- Tak.
- Zaraz zrobię ci śniadanie - powiedziałam dając kolejną łyżeczkę malcowi.
- Wolałbym dostać buziaka - Zaśmiałam się i go pocałowałam
- Dziękuję.
- Ależ Proszę. - Klepnął mnie w tyłek i poszedł na górę. Dałam mu smoczka, żeby nic nie zjadł.
- Ciocia...- na rękach Harry'ego była Latoya i przecierała zaspane oczka. Wzięłam ja na ręce. Mój ukochany miał na sobie bluzę. To dziwne. Zazwyczaj chodzi bez koszulki. Spojrzałam na niego pytająco .
- Śniadanie - pokazałam
- Dzięki. - Powiedział ochryple. Miałam podejrzenia ze gorączki dziś dostał, ale chyba by powiedział.
Albo zgrywa twardziela. Dałam małej kanapkę, a drugą ręką przeczesałam mu włosy do góry i dotknęłam czoła. Prawie parzy. Odsunął się szybko.
- Masz tu jakieś leki? Hazz masz gorączkę. Musisz się położyć.
- Nic mi nie jest.
- Jest i teraz idziesz do łóżka. - powiedziałam zła. Posadziłam dziewczynkę grzejąc mleko i szukając leków.
- Nie idę do łóżka.
- Idziesz. Tu są dzieci Harry. Możesz je zarazić.
- Jasne. - Powiedział zły i poszedł nie kończąc śniadania. Zadzwoniłam do Nialla i poprosiłam aby kupił coś na zbicie gorączki. Zostawiłam dzieci w salonie i szybko zaniosłam Harry'emu mleko z miodem.
- Ty mi tu nie odstawiaj przedstawień i się nie obrażaj. Jesteś chory i musisz odpocząć. A ja ci pomogę.
- Nie jestem chory. To tylko ból głowy. Nie lubię mleka. Ani miodu.
- Nie. To gorączka. A ja nie lubię gdy ktoś oszukuje samego siebie. Zrozum skarbie, że się martwię więc - pokazałam na kubek - wypijasz to bez gadania. Wywrócił na mnie oczami.
- Proszę...- spojrzałam na niego. Wypił to krzywiąc się jak cholera. - Dziękuję - zrobiłam mu kompres na czoło.
- Zadzwonisz po mamusie ? - jezu on zaczyna bredzić. Przytulił się do misia. Wyszłam z pokoju, bo bałam się ze dzieci coś wymyślą. Czekałam na Nialla. Przywiózł mi leki chwile później.
- Dziękuję. Posiedzisz z dziećmi chwile ?
- Wezme ich do siebie co ? Zajmiesz się nim.
- Och no dobrze. Dasz rade?
- Jasne. Mama mi pomoże. - uśmiechnął się. - Idź do tej marudy. - Zaśmiałam się i poszłam na górę. W buzi Harry'ego wylądowały dwie tabletki i syrop. Marudził gorzej niż dziecko.
- Prześpij się - pogłaskałam go po włosach i zaczęłam sprzątać.
- Nie.
- Tak. Wtedy przejdzie. Będę na dole. Przyjdę za godzinę.
- Nie idź. Ja się boję bez Ciebie. Zimno mi. Smutno.
- Więc spróbuj zasnąć - przykrylam go jeszcze kocem i usiadłam na łóżku krzyżujac nogi. Zaczęłam mu opowiadać co robiłam w dzieciństwie. Co najbardziej lubiłam. Co teraz mnie denerwuje. Wszystko mu opowiadałam. I usnął trzymając moja rękę. Pocałowałam jego policzek i cicho wyszłam. Ogarnęłam dom, ugotowałam rosół i usiadłam na kanapie chwile odpoczywając. Ale czemu on jest chory ? No tak. Dał mi kurtkę. Musze mu pomóc. Nie chcę, żeby się źle czuł. Poszłam na górę i zmieniłam kompres.
Spał spokojnie. Zauważyłam, że jestem w piżamie. Nie ważne. Jego zdrowie jest najważniejsze. Mój anioł kochany. Usiadłam obok niego i głaskałam po włosach.
- Summi?
- Jestem kochanie. Potrzebujesz czegoś?
- Ciebie.
- Jak się czujesz? - pocałowałam jego czoło. Było ciepłe ale już mniej.
- Dobrze. Strasznie chce mi sie pic
- Zrobię ci herbaty. Poczekaj. - pobiegłam do kuchni. Szybko zrobiłam herbatę. Zaniosłam mu i pomogłam pić.
- Sunny nie jestem kaleką. - Zaśmiał się 

- To przeze mnie.
- Nie przez ciebie.
- Nie ważne. Musisz poczuć się lepiej. Jesteś głodny?
- Nie. Misiu spokojnie. - próbuje być twardy, ale widać, ze jest słaby.
- Pij - strasznie było mi go szkoda. Pobiegłam odgrzać rosół. On się ze mnie znów śmieje. - Teraz zjesz.
- Dobrze kotku. - Podałam mu zupę.




Zjadl pol talerza. O nie. Wcisne mu to
Wzięłam łyżkę i zaczęłam go karmić.
21:31
- Summi. Nie chce. - uciekal
- Jesz i nie gadasz - zlapalam go za łańcuszek i znów nakarmilam.
21:33
Wyglądał jakby go mdlilo
- Będziesz wymiotowal? - postawiłam talerz na stoliku.
21:35
- Nie. Przytul.
nie ważne ze tez będę chora. Przytulilam go mocno.
21:37
on nie oddycha.
Wystraszylam się odsuwajax od niego.
21:39
- Nie chcialem Cie zarazic. .Mis.. umowilem Cie do ginekologa
- kiedy? Przecież spałes.
21:44
- wczoraj.
- No dobra.
21:46
- Ale na dzisiaj. I co teraz ?
- O której? To pójdę. Albo przeloze bo nie chcę cię zostawiać samego.
- Ale chciałem iść z tobą.
- Daj mi numer. Przeloze.
21:50
Zrobił o co prosiłam.
Zadzwoniłam do kliniki i przełożylam wizytę na za tydzień. Za dwa dni mam sesje.
- Sumie!
Summi
- Tak?
21:54
- nie zostawiaj mnie.
- Jestem na korytarzu. Zaraz wrócę - zadzwoniłam jeszcze do Louisa ze dzieci u Nialla
22:00
- Summi
przyszłam do niego po pięciu minutach.
- co się dzieje?
Nie odpowiedzial. Spal. Chyba
Usiadłam obok i dotknelam jego czoła
29 sierpnia 2014
08:30
Ja
Znow cieple. Nie chce dac jego matce satysfakcji
08:42
Wiem, że ma mnie za zero. Zrobiłam kolejny kompres i o odpowiedniej porze obudziłam Hazze.
- Musisz wziąć leki kochanie - powiedziałam cicho.
08:58
Usiadł i przetarl oczy. Podałam mu leki i wzięłam telefon. Zadzwoniłam po lekarza.
29 sierpnia 2014
09:32
Ja
- Nie. Odwołaj!
- Dlaczego? Nie wiem co mam ci dokładnie podawac
- Boje się lekarzy.
- Nic ci nie zrobi. Będę tu. - Harry się czegoś bal.
- nie chce.
- Zrozum, że ja nie wiem co Ci jest. To może być wszystko. Nie wiem co Ci może pomóc. Postaw się w mojej sytuacji.. będę skakać, ze szczęścia jeśli to będzie TYLKO gorączka. Ale nie jestem lekarzem i nie wiem co to jest.
- nic mi nie jest - on się serio boi.
- To zadzwonię po twoją matkę. - odparłam poddając się. Nie wyleczę go nie wiedząc co się dzieje.
- Dziękuję. - odetchnął z ulgą. Tak zrobiłam. Wybrałam numer do jego mamy.
- Halo? Synku?
- To ja Summer - westchnęłam.
- A co się stało?
- Harry jest chory. Nie chcę aby wzywała lekarza. Pani zna go najlepiej.
- Bo się boi. Musisz przy nim być jak przyjdzie lekarz. Dzisiaj nie dam rady przyjechać.
- Dobrze. Dlaczego się boi?
- Nie wiem. - Zaśmiała się. Od zawsze tak ma.
- Dziękuję - powiedziałam i podałam mu komórkę. Może go jakoś uspokoi. Gadał z nią przez 20 minut.
Poszłam otworzyć lekarzowi i wróciliśmy do niego. Od razu wzięłam go za rękę. Siedziałam przy nim gdy mężczyzna go badał. Był dzielny. 
- Mamy zapalenie płuc.
- Cholera.
- Mówiłem ze nic mi nie jest.
- Styles nie denerwuj mnie. - Wtulił się w poduszkę mrucząc jakieś przekleństwa.
Znów zasnął. Wzięłam prysznic. Lekarz dał mi kilka recept i tym razem nawinął się Zayn.
-Co chcesz? - spytałam wycierając włosy.